I tak mnie jakoś naszło pewnej nocy, że może tak porzeczkę z serii botanicznej Véronique Enginger bym zaczęła. Będzie do kompletu z wiśniami.
Przejrzałam swoje zapasy wyszło, że wszystko mam. Len ten sam, który wykorzystałam przy wiśniach, komplet mulin zebrałam i musiałam przecież zacząć. Tak więc między różami będzie pomalutku powstawać porzeczka.
Mały zaczątek jest
Taka moja tęsknota za czasami ... spędzanych na wsi wakacji, jedzenia owoców prostu z krzaka ...
Dobrej niedzieli:)
Będzie piękna!
OdpowiedzUsuńApetyczna; rzeczywiście będzie pamiątka po lecie, gdy za oknem będzie zimno i ponuro.
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze są porzeczki do zjedzenia prosto z krzaków :):)
Spać musisz, więc szklanka mleka z miodem lub melisa z rosnącej w doniczce melisy.
Ściskam mocno Elu i pozdrawiam słonecznie.
Widziałam wiele haftów z botanicznej serii ale były to kwiaty. Po raz pierwszy widzę owoce. Ciekawa jestem efektu końcowego.... w zasadzie już wygląda ciekawie.
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę doczekać się końca tych xxx i efektu końcowego! :)
OdpowiedzUsuńHello
OdpowiedzUsuńJust found your lovely blog.
Your stitching is beautiful. The rose is so pretty.
Have a good week (:
Zapowiada się wybornie :)
OdpowiedzUsuńmój Boh, porzeczka - owoc, którego smaku moje dzieci nie znają...
OdpowiedzUsuńPysznie wyglądają
OdpowiedzUsuńPrzyjemnego wyszywania i znośnej pogody życzę!
OdpowiedzUsuńMaliny, porzeczki, truskawki - to moje typy na tryptyk. Kibicuję bo cudne są!
OdpowiedzUsuń